27 stycznia 2012

Rozdział 1. - Życie na poligonie

 Biegł. Biegł ile sił. W końcu był po stronie wroga, ale nie bez powodu – tylko tam można było zdobyć jedzenie. Część ludzi, którzy przeszli na stronę zwycięzców, w rzeczywistości prowadziła podwójną tożsamość i zostawała lojalna wobec towarzyszy. Niektórzy prowadzili sklepy, inni punkty szpitalne. Część dbała o dyskrecję przemykających między stronami. A to wszystko za plecami oprawców.
    Był już prawie na miejscu. Czuł dreszcze przemykające mu wzdłuż kręgosłupa i gęsią skórkę na ciele. Przeskoczył przez mur i od razu odetchnął z ulgą. Zajrzał do reklamówki ze zdobyczami – same pyszności, aż pękał z dumy. Zupki chińskie, gorące kubki, nawet trochę słodyczy. Niestety, w dzisiejszych czasach nie można było liczyć na więcej – wszelkie rolnictwo, uprawa roślin, była praktycznie niemożliwa. A makarony z torebeczkami wypełnionymi chemicznie wytworzonym proszkiem przypominającym w smaku coś jadalnego były na szczęście – lub nieszczęście – nieśmiertelne. Joshua szedł szybkim krokiem, lekko jeszcze dysząc, i rozglądał się za swoim namiotem. Raz, dwa, trzy, piąta alejka po prawej, czwarty namiot po lewej. Wyróżniający się świecznikiem Chanuki wetkniętym obok w ziemię. Tak, Joshua, jako jedyny w lokatorów tego namiotu, był Żydem. A owych lokatorów było jeszcze dwóch. Czarnowłosy wczołgał się do środka, z okrzykiem „Patrzcie, co mam!”
-No nie, zupki. Kto by się spodziewał? – odparł Arthur. Był to szczupły szatyn, o piwnych oczach. Nie napakowany, ale też nie chucherko. Normalnej, męskiej budowy. Ubrany w jeansy, lekko przetarte, biały t-shirt i beżową, nie zapiętą koszulę. Z pogardą i niesmakiem spoglądał na kolorowe opakowania, rażące wyraźnymi napisami „Rosół!”, „Pomidorowa!” czy „Grzybowa!”.
-A co niby byście chcieli?
-Mięso. Faceci jedzą mięso.
-To se kurwa wyhoduj krowę i sobie zrób z niej mięso, życzę powodzenia. Kurtis, weź mu coś powiedz, bo mnie szlag zaraz trafi.
-Dobra, nieważne, co jeszcze przyniosłeś?
-Gorące kubki… - odparł już dużo ciszej, z pewnym smutkiem w głosie.
-Trzeba było od razu wziąć proszek do prania, brak walorów smakowych, ale efekt ten sam!
-Wiesz co? Wiesz co? Nie dostaniesz słodyczy. A przyniosłem trochę.
-Oh nie, cóż za kara, jak ja to przeżyję.
-Panowie, proszę. – Kurt się odezwał. – Zachowujecie się jak nastolatki z okresem. – oboje spojrzeli na niego, potem po sobie, a Trent wrócił do czytania gazety. Starej gazety. Dokładnie paryska gazeta z 2002 roku. Krótka notka o poszukiwanej kobiecie, ok. 180 cm wzrostu, cecha charakterystyczna – długi, ciemny warkocz. Z pewną nostalgią wpatrywał się w tekst, przypominając sobie wydarzenia z tego okresu. Całe to Monstrum, te wszystkie morderstwa, w świetle dzisiejszych wydarzeń wydawały się takie błahe i nic nie znaczące.
-Kurt?
-Co?
-Pytałem się, którą zupę chcesz.
-Obojętnie.
-Daj mu rosół.
-Czemu?
-Bo ja go nie chcę.
-Ale ja mam po kilka z każdego rodzaju…
-No to nie wiem, daj mu grzybową.
-Pomidorową. – odparł w końcu Trent, chcąc jak najszybciej uciąć kolejną bezsensowną kłótnię kolegów.

Siedzieli i grali w karty. Był już wieczór, o tej porze niebo z pomarańczowego stawało się brązowawe. Zerkając co chwilę na siebie, to na karty, milczeli, pełni skupienia.
-Napiłbym się czegoś. – burknął w końcu Arthur.
-Mamy baniak wody, weź sobie, tylko nie za dużo. – odparł Josh.
-Miałem na myśli NAPIŁBYM się. Mogłeś wziąć jakieś trunki.
-Co, burbonu się zachciało? To sam sobie…
-Jeśli alko by was choć trochę uspokoiło, to fakt, mogłeś wziąć trochę, Josh.
Żyd zamilkł. Lekko naburmuszony, stracił ochotę do gry.
-A co ty dzisiaj czytałeś, Trent? – zagadał Arthur, ku uciesze Joshuy, który momentalnie odrzucił karty i przeszył błękitnookiego wzrokiem pod tytułem „No właśnie?”
-Nic takiego, tylko starą gazetę.
-A po co czytać starą gazetę? Co, sprawdzałeś wyniki meczów czy co?
-Nie twoja sprawa, po prostu…
Nawet nie zauważył, gdy czarnowłosy ową prasę podwędził. Jedna z kartek miała zagięty róg. Mężczyzna otworzył dokładnie na stronie, na której znajdowała się informacja czytana wcześniej przez Trenta.
-Spójrz na to. – podsunął gazetę Arthurowi pod nos.
-Ej, pamiętam to. O Monstrum było wtedy głośno…
-Skąd wiecie, że akurat to…
-Kurtis, proszę… pozostałe notki to ogłoszenia o zaginionych psach i kotkach.
-Czekaj, czekaj… czy to nie Larę Croft wtedy oskarżyli?
-Pamiętam to… ty z nią pracowałeś, prawda? I mówiłeś, że była niewinna.
-Bo była. – odparł Trent oschle.
-Kiedy się ostatni raz z nią widziałeś?
-Ja… nie pamiętam. Dajcie mi spokój. – jednym, szybkim ruchem wyrwał im gazetę z rąk, zwinął ją w rulon i odrzucił na bok.
-Kurtis, o co chodzi? – ton głosu Joshuy wyraźnie zdradzał troskę o przyjaciela.
-Ja wiem, o co chodzi. – wtrącił się Arthur. – On się w niej po prostu zabujał.
-Co? Nie! – Trent krzyknął odruchowo. – Raczej nie. No, może trochę.
-Mówiłem! Musiało być gorąco między wami. – znaczący uśmiech Artiego przerażał trochę zarówno Trenta, jak i Josha.
-No właśnie nie…
-Daj spokój. Mając niepowtarzalną możliwość współpracy z Larą Croft… nie przeleciałeś jej?!
Spojrzenie Trenta zmieniło się ze smutnego na groźne. Butla z wodą niebezpiecznie zadrżała, co Arthur natychmiast zauważył.
-Dobra, dobra, nie musisz na mnie używać telekinezy.
-Po prostu… ona nigdy tego nie odwzajemniała. Działaliśmy jedynie jako współpracownicy.
-No ale w łóżku też można współpracować…
-Ja… nie chcę o tym mówić.
Odwrócił się i opadł na swój śpiwór. Nie lubił mówić o sobie i swoim życiu. Tym bardziej, jeśli miał znosić głupie komentarze kumpla. Przysypiając, usłyszał jeszcze ciche „No i widzisz, zamknął się w sobie” Joshuy. Już tracił kontakt z rzeczywistością. Już przysypiał. Jednak nie na długo.
-IDĄ! Łapcie broń! ŁAPCIE BROŃ, DO CHOLERY!
Trent zerwał się na równe nogi. Jego towarzysze trzymali już karabiny w dłoniach i wyczołgiwali się z namiotu. Kurt wolał konkretniejsze rozwiązania. Spod starej narzuty, pod którą trzymali artylerię, wyciągnął granatnik. Dołączając do kolegów, obserwował zbliżającą się grupę niezbyt przyjaźnie wyglądających stworzeń. Sylwetką przypominały człowieka, jednak były znacznie wyższe, no i co je przede wszystkim wyróżniało – miały skrzydła. Barwa ich skóry także odbiegała od ludzkich norm, była szarawa, jakby sina. Twarze płaskie, oczy ciemne i bez wyrazu. Szli bezwzględnie, a co przerażało najbardziej – nie mieli żadnej broni. W oddali słychać jeszcze było nawoływania do obrony, na poligonie zrobiło się szumnie. Jeśli na ich terenie pojawiała się Armia Upadłych, choć z upadaniem niewiele mieli wspólnego, to znaczyło, że złapali kogoś po ich stronie. I w rzeczy samej – jeden z nich ciągnął za rękę chłopca, na oko 13 lat. Był już martwy. Na ten widok Joshua przełknął ślinę -  w końcu to on mógł być tym złapanym. Trent nie wytrzymał, wystrzelił pierwszy granat w stronę nieproszonych gości. Ten wybuchł natychmiast, lekko ich płosząc. Dalej wszystko działo się szybko. Strzały padały to gdzieś blisko, to gdzieś w oddali. Na te ataki Upadli odpowiadali rykami wściekłości, machali skrzydłami i szybkimi ruchami chwytali ludzi za gardła lub za ręce, by potem z całej siły odrzucić ich w bok. Odgłosy walki podwyższały poziom adrenaliny. Gdy jeden ze stworów chciał zaatakować Arthura, ten poczęstował go serią pocisków prosto w twarz. To nie tak, że oni byli nieśmiertelni. Po prostu było ich dużo i mieli ponadprzeciętne siły. Trent wystrzelił granatem prosto w brzuch monstra. Po eksplozji nastąpił deszcz z kończyn i wnętrzności mutanta. W tle dało się słyszeć „Posmakuj tego, skurwielu!” wykrzyczane przez Josha. Kurtis na chwilę wybił się z rytmu, obserwując, jak w oddali kobieta płacze nad zwłokami tego dzieciaka, którego przywlekły te poczwary. O mało nie stracił ręki, kiedy jedna z owych poczwar chciała go chwycić i wytrząsnąć nim jak marakasami. Odruchowo wyciągnął Chirugai, które momentalnie wysunęło 5 ostrzy i obracając się wokół własnej osi, zaczęło siać spustoszenie wokół nadchodzącej opozycji. Do dźwięków toczącej się walki dołączył odgłos włączanych głośników.

Wszelki opór jest bezcelowy. Przyłączcie się do nas, a przeżyjecie. Przyłączcie się do nas, a wygracie. Nie stawiajcie oporu. Wyniszczanie was kolejno jeden po drugim jest dla nas bolesne i nieprzyjemne. Przyłączcie się do nas, oszczędźcie nam bólu.

Było to jak reklama podprogowa, przekaz, na który nikt świadomie nie zwracał uwagi. Wszyscy byli skupieni na samoobronie.

Przyłączcie się do nas, a nie będziecie musieli brać udziału w tej rzezi. Wasze dzieci będą bezpiecznie. Zaoferujemy wam wszystkie rzeczy niezbędne do życia.


Bohaterowie dostrzegli, jak jeden z młodziaków w akcie desperacji biegnie do muru, by przejść na drugą stronę. Zginął jednak na samych workach, co najciekawsze – od strzału. „Śmierć zdrajcom!” – krzyknął ktoś nieopodal zdarzenia.
-To się robi chore! – odparł Kurt.
-Całe to apokaliptycznie ścierwo jest chore, Trent!
Jedyne, co im pozostało, to odpierać ataki Armii aż do skutku.

***

Obudził się z okropnym bólem głowy. Jeszcze szumiało mu w uszach od świstu pocisków, ryku mutantów i wrzasków ludzi. Wczorajsza bitwa skończyła się zwycięstwem ludzkiej rasy. Ale co z tego, skoro niczego w rzeczywistości nie zmieniła. Czekało ich wspólne sprzątanie trupów, co było wyjątkowo nieprzyjemne. O ile zmiatanie szczątków monstrów dawało cień satysfakcji, o tyle zbieranie resztek żołnierzy-towarzyszy było wyjątkowo bolesnym doświadczeniem. Kurtis spojrzał na współlokatorów, którzy także się przebudzili. Po krótkiej wymianie spojrzeń każdy z nich uśmiechnął się mimowolnie.
-Ładną plastykę nosa skombinowałeś tamtemu mutantowi, Arthur. – zauważył Trent.
-Im wszystkim by się przydała plastyka nosa. Ale że potem użyłeś tej telekinezy…
-I te wszystkie karabiny, jak nimi przypierdoliłeś… stary. To było piękne.
-No i przypłaciłem bólem głowy. Nie mogę za często tego robić.
-Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie nie będziesz miał okazji. Cholera, ale żeby o dzieciaka taki kurwa rozpierdol?
-I dzieciaka też zabili.
-Wolę zginąć, niż przejść na ich stronę. – skwitował Josh. – To co, panowie? Jemy zupki?

3 komentarze:

  1. Joshua... ? Ja myślałam, już po pierwszych słowach, że to Kurt tak biegł :D Przepraszam, skrzywienie zawodowe... Ale nie rozczarowałaś mnie (jak zwykle) tam jest Kurtis! tak, tak. wspaniały legionista i obrońca ludzkości <3 seksowny jak zawsze ^^ już sobie go wyobrażam, wiesz, coś w stylu Trent z żółtą miską, w mundurze "-Joshua! Jem! - Co? - Zupę! - To dobrze, cieszę się. - Dzidzięki!"

    Czuję się nostalgicznie, wspominam sobie to wszystko tak samo, jak on... Monstrum. Chyba zacznę grać w AoD.

    NO WŁAŚNIE NIE! Nie było wtedy gorąco, dobrze Trent mówi! Jego powinni czytać teraz twórcy AoD! Nie było gorąco! Dopiero miało zacząć być gorąco, miała być druga z nim gra, ale nie... po co? jak można było GO ZABIĆ!


    I ma swoje moce <3 Chyba jedno z niewielu, jak nie pierwsze opowiadanie, gdzie Kurtis bawi się w telekinezę.

    Nie no... Byłam w Auschwitz niedawno, oglądałam Walking Dead, czytam Inny Świat. A ty mi jeszcze wyjeżdżasz z wojną... Apokalipsą... I gdzie tu Lara? Dobra, myślałam, że nic oryginalniejszego od Broken już nie da się wymyślić, ale ty jak zwykle wszystkie granice sobie przekraczasz, tworzysz coś, czego się człowiek nigdy w życiu by nie spodziewał. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że przez ciebie wyłączam mistyfikację i chyba pójdę pisać sobie rozdział na hl, role się odwróciły, Aśka. Teraz ty mnie będziesz napełniała weną. Po brzegi.
    I nexta kcem.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku muszę zaznaczyć, że jestem w niemałym szoku. I podziwie.
    Zaczynasz tworzyć coś wspaniałego, coś na skalę epoki (TR-owej).
    Zmiażdżyły mnie same opisy. Fabuła... co ja będę tu mówiła? To istne arcydzieło!
    Nie dość, że pomysł oryginalny, to jeszcze tak wciągający. Dzięki temu majstersztykowi poczułam ciary na plecach- jakbym znajdowała się w samym środku tej bitwy!
    Plus doza humoru (czyt. mistrzowskie rozmowy Kurtisa i kompanów+zupki)
    Bomba!
    Nie dam rady się nachwalić bardziej, nie da się!
    Z wielkim szacunem dla tego, co stworzyłaś, czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też się Joshua na początku skojarzył z Kurtem :D Dziewczyny mają rację, toż to arcydzieło! Jedyne, co Mi przychodzi do głowy, t: "Kurde, ale fajne, fajne, fajne, zajebiste!" A, i jeszcze:" Więcej, więcej, więcej!"

    OdpowiedzUsuń